Streimerowie
„Miałem przyjaciela, Jurka Streimera….” opowiadał nam przed wielu laty pan Henryk Zdanowski, opisując gościnny dom Wiedzieliśmy, że rodzina Streimerów to jedna z nielicznych, której – choć nie w komplecie, ale jednak – udało się przeżyć Zagładę dzięki ucieczce na wschód. Maurycy/Moses Streimer był żydowskim adwokatem, właścicielem dużej kamienicy przy ul, Kolejowej 8 (obecnie M.Kolbe). Miał kancelarię adwokacką w Mszanie Dolnej, ale też – ze wspólnikiem, w Krakowie, przy ul.św.Wawrzyńca. Przestronny, duży, dwupiętrowy dom z pięknym ogrodem został przejęty przez władze okupacyjne na budynek gminny i stał się niemym świadkiem nazistowskich zbrodni. Zanim jednak do tego dojdzie, Maurycy z żoną Eleonorą/Leą z Heublumów i trójką dzieci wiodą dostatnie, bezpieczne, szczęśliwe życie. Najstarszy syn, Henryk, ur. w 1918 r. kończy Gimnazjum im.S.Goszczyńskiego w Nowym Targu, w 1936 r. zdaje tam maturę. Kolejna jest Janina (ur.1920 r.), najmłodszy Jurek (hebrajskie imię Yakov) ur. w 1923 r. Rodzina jest zasymilowana, pan Henryk Zdanowski wspomina, że gdy w okresie Bożego Narodzenia odwiedzał swojego szkolnego kolegę, Jurka, w domu była choinka. Tak więc w grudniu w jednym oknie płonęły chanukowe świece, w drugim migotały światełka choinki. Dom jest otwarty, życzliwy, mama Jurka często zaprasza ubogiego Henia na obiad – szkoła chłopców jest dosłownie po drugiej stronie ulicy. Niestety, pan Henio nie miał żadnego zdjęcia swego przyjaciela i już myśleliśmy, że nigdy nie dowiemy się jak wyglądał Jurek, jak potoczyły się jego losy, co stało się z rodziną, którą pan Henryk widział ostatni raz jesienią 1939 r. w Lwowie, gdzie niezależnie od siebie, próbowali się schronić. I oto wiosną 2019 r. dostajemy wiadomość zaczynającą się od słów: „Jestem córką Jurka Streimera”. Dzięki kontaktowi z panią Heli Segal Arama i jej siostrami Ayalą Rubisnstein i Ofrą Rosenstein możemy opowiedzieć o losach Jurka i jego bliskich, pokazać fotografie. Przeżyliśmy też niezwykle wzruszający moment, gdy na grobie Jurka Streimera i jego żony w Hajfie położyliśmy przywieziony z Mszany kamyk i odczytaliśmy hebrajskią inskrypcję mówiącą o tym, że pochodził z Mszany Dolnej – musiało to być dla niego ważne. A zatem posłuchajcie opowieści córki Jurka Streimera, Racheli:
Jurek (Yakov) Streimer 1923-1984
Jurek (Ya’akov) Streimer urodził się w Mszanie Dolnej, niewielkim miasteczku niedaleko Krakowa, 27. grudnia 1923 roku. Miał dwójkę starszego rodzeństwa: Henryka i Janinę (Yanka). Jego rodzicami byli Maurycy (Mosze) i Eleonora (Lea).
Jego ojciec, Maurycy, był doktorem praw i dobrze znanym w okolicy adwokatem. Słynął z wygrywania wszystkich spraw. Byli zamożną rodziną mieszkającą w dwupiętrowym domu
Rodzina nie była religijna, ale ojciec, który pochodził z tradycyjnego środowiska, zwykł chodzić do synagogi w żydowskie święta.
1939- 1945 (Druga wojna światowa)
Rodzina Streimerów mieszkała przy ulicy Kolejowej. Jurek poszedł do liceum w Krakowie. Planował uzyskać tytuł naukowy, jak jego ojciec, ale historia przeszkodziła jego planom. Gdy Niemcy najechali Polskę, rodzina Stręimerów, która zaplanowała z wyprzedzeniem ucieczkę, wyjechała do Szczebrzeszyna. Jednak Niemcy niebawem dotarli w te okolice i rodzina zdecydowała się wrócić do rodzinnego miasta W drodze do domu dowiedzieli się, że Niemcy i Rosja podzieliły terytorium Polski między siebie (pakt Ribbentrop-Mołotow) i ponieważ znajdowali się na terytorium rosyjskim, a ich dom - niemieckim (polskim), ich droga została zablokowana. Nie wiedzieli wtedy, że to ocaliło ich życia. Rodzina zdecydowała się wyjechać do Lwowa, gdzie mieszkał brat dziadka.
Na początku czerwca 1940 roku, we Lwowie żyło około 150-200 tysięcy Żydów. Część z nich była polskimi uchodźcami. Rosyjski rząd nie ufał tym imigrantom i zaoferował im sowieckie obywatelstwo pod warunkiem, że zrezygnują z polskiego. Wielu Żydów odmówiło i zostało deportowanych na Syberię. Rosyjska tajna policja (NKWD) zbierała uchodźców nocą i wysyłała ich z niewielką ilością osobistego dobytku pociągami na Syberię. W każdym wagonie było około 30 ludzi. Rodzina Streimerów pojechała jednym z nich.
Zostali umieszczeni w obozie pracy na Syberii. Życie było tam bardzo ciężkie. Rosjanie nie zabili Żydów, ale warunki w tym odległym, zimnym miejscu były bardzo okrutne. Matka Jurka ciężko zachorowała i zmarła. Jurek cierpiał na ślepotę śnieżną. Rodzinie powiedziano, że gęsia wątroba może go ocalić. Jego siostra, Janka, jakoś zdołała zdobyć trochę i rzeczywiście, ta wątróbka go ocaliła. Nie mamy informacji, jak nazywało się miejsce, w którym rodzina spędziła wojnę, jak długo tam zostali, ani jak je opuścili. Wiemy tylko, że po tym, jak wypuszczono ich z Syberii spędzili jakiś czas w Kazachstanie i Kaszmirze.
W marcu 1946 roku polskim obywatelom pozwolono powrócić do ojczyzny. Dla Żydów w polskich miastach nie było wtedy bezpiecznie z powodu pogromów, które zdarzały się wobec Żydów powracających z niemieckich obozów koncentracyjnych. Rodzina Streimerów wróciła do Mszany Dolnej tylko po to, żeby sprzedać swój piękny dom za 10% wartości i rozpoczęła swoją podróż do Izraela (Palestyny).
W pociągu, którym wracali do Polski, spotkali posłańców z Palestyny, którzy zostali wysłani do żydowskich uchodźców, organizowali ich małe grupki zwane Kibbutzim, i zabierali ich do Palestyny. Jurek i jego siostra, Janka, dołączyli do kibucu w Krakowie. Ich ojciec również znalazł miejsce w tym mieście. Jurek i kilkoro jego znajomych zostali wysłani na miesięczny kurs w Niemczech, aby zostać młodzieżowymi przewodnikami, których misją było informowanie młodych uchodźców, zwłaszcza sierot w sierocińcu, jaki zorganizowano w Krakowie, o syjonizmie i Palestynie oraz pomoc w przygotowaniu do spodziewanej imigracji do Izraela.
Po dwóch miesiącach w Kibucu i sierocińcu przeniesiono ich do Francji. Była to długa podróż, nadzorowana przez przewodników z Palestyny. Podróżowali pociągiem przez Czechosłowację, Austrię i Niemcy, pod przykrywką grupy zagranicznych pracowników. Na jednym z przystanków Jurek i jego dobry przyjaciel zostali wysłani do Warszawy z pewną misją. Kazano im mówić tylko po polsku, ponieważ w kraju dla Żydów wciąż nie było bezpiecznie. Zdarzały się przypadki, że Polacy wyciągali Żydów z pociągów i zestrzeliwali na miejscu. Zdarzył się również pogrom w Krakowie.
W Lyonie, we Francji, młodzi uchodźcy spędzili kilka miesięcy w pałacu, który był zajmowany przez nazistów z Vichy. Przećwiczono ich w samoobronie. Pewnej nocy, w lutym 1947 roku, zostali zabrani przez kryte ciężarówki do małego portu nieopodal Marsylii. Kazano im wejść na pokład brudnego statku towarowego, który zmierzał do Palestyny. Każdej osobie pozwolono zabrać 20 kilogramów osobistego bagażu.
Podróż była nielegalna, ponieważ Palestyna była okupowana przez Brytyjczyków, którzy zamknęli granice i nie wpuszczali żydowskich uchodźców. Statek płynął pod flagą Panamy dla kamuflażu. Było 804 pasażerów, wszyscy w ładowni oryginalnie zbudowanej do składowania węgla. Panował wielki tłok, każda osoba miała miejsca tylko na tyle, aby się położyć. Jadali zimne jedzenie z puszek i chleb. Co kilka godzin mała grupa ludzi była wypuszczana na pokład, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Burzliwa pogoda zwiększała cierpienie ludzi. Po dwóch tygodniach statek dotarł do wybrzeża Palestyny, ale został wykryty przez brytyjskie samoloty, które zaczęły nad nim krążyć. Przybyły brytyjskie fregaty, które złapały uchodźców i odesłały ich na Cypr. Wykończeni, cierpiący na chorobę morską uchodźcy usiłowali walczyć, na ile mogli, z tą decyzją i Brytyjczycy użyli pałek, aby zakończyć protest. Jedenastu uchodźców odniosło rany. Reszta zeszła pod pokład, ale Brytyjczycy użyli cuchnących bomb, więc nie mieli wyboru i musieli wyjść. Ranni zostali wzięci do szpitala w Hajfie, a reszta, po spędzeniu kilku godzin na lądzie i dezynfekcji sprayem, została zmuszona do wejścia na pokład brytyjskiego statku i odpłynęła na Cypr. Ich nowym miejscem zamieszkania był ogrodzony obóz z barakami i brytyjskimi strażnikami nieopodal Larnaki na Cyprze. Baraki były zrobione z cyny i było w nich okropnie gorąco.
Na Cyprze przebywało około 200 tysięcy uchodźców. Nie wiedzieli, jak długo pozostaną w obozach, ale wiedzieli, że w końcu dotrą do swojej ziemi obiecanej, ponieważ co miesiąc Brytyjczycy wypuszczali 800 osób. Młodzi żydowscy żołnierze z Palestyny przybyli do obozu i uchodźcy byli informowani o sytuacji w kraju i przygotowywani na nią. Wszyscy uczyli się hebrajskiego, na przykład.
- listopada 1947 roku, wszyscy uchodźcy zasiedli przed radioodbiornikiem czekając na wyniki głosowania w Nowym Jorku, które miało zadecydować o utworzeniu państwa żydowskiego w Palestynie. Byli poruszeni słysząc, że większość zagłosowała za. Jednakże, wiedzieli też, że Arabowie byli przeciwni i że prawdopodobnie wybuchnie wojna. Niecierpliwili się, aby dotrzeć do ziemi obiecanej, mimo iż wiedzieli, że będą musieli dołączyć do walki. Byli gotowi na tę wojnę, tym razem mieli walczyć o swój niepodległy kraj, kraj, który był kluczowy dla Żydów po tylu latach okrutnych prześladowań. 8. lutego 1948 roku Jurek przybył do portu w Hajfie, tym razem legalnie, na pokładzie statku Kedma.
Pierwsze dni w Izraelu
Brytyjczycy towarzyszyli nowym imigrantom do obozu w Kiryat Samuel nieopodal Hajfy, aby chronić ich przed arabskimi snajperami. Po tygodniu Jurek wraz z dwójką przyjaciół wynajęli pokój i zaczęli szukać pracy. Ich pierwszą pracą była ochrona załadunków na plaży przed okazjonalnymi arabskimi atakami.
Widząc, że sytuacja w Izraelu się zaostrza, Jurek zdecydował się dołączyć do syjonistycznych sił zbrojnych w Palestynie (Maj, 1948).
Podstawowe szkolenie w Safanad (niedaleko Tel Awiwu) trwało tylko trzy dni. Nowi rekruci nauczyli się, jak używać broni. Rozkazy wydawano po rosyjsku lub w jidysz, ponieważ większość nowych imigrantów nie znała hebrajskiego.
Bez właściwego przygotowania nowi rekruci zostali wysłani do jednej z najcięższych walk obok Latrun (niezbyt daleko od Jerozolimy). Znaleźli się wędrując przez skaliste doliny i wzgórza, w koszmarnym upale, cierpiąc na brak wody. Nie mieli pojęcia, gdzie są. Na szczęście, przysłano jeepy, które zabrały ich do jednego z kibuców. Po tej pierwszej walce Jurek został wysłany na dalszy trening. Brał udział w innych bitwach, aż zwolnione go ze służby.
Jurek rozpoczął pracę w HaYama, firmie zajmującej się naprawą statków. W 1968 roku HaYama została Izraelską Stocznią i Jurek pracował tam aż do śmierci w 1984 roku. Był cenionym pracownikiem. Został ekspertem w konstrukcjach aluminiowych i był odpowiedzialny za tę część budowania statków.
W 1960 roku Jurek poślubił Malkę Stiel. Malka urodziła się w Niemczech, ale przywieziono ją do Izraela, gdy miała dwa latka, przed wojną. Była jak Sabra (rodzima Izraelka). Malka była rozwódką z dwójką dzieci, które Jurek traktował jak własne. Kupili dom w Kiryat Haim nieopodal Hajfy. W ciągu następnych trzech lat urodziły się im dwie córki: Ayala i Rachela. Jurek pracował bardzo ciężko i nigdy nie opuścił dnia pracy. Kochał pracować w ogrodzie - miał duży i przyjemny ogródek kwiatowy. Uwielbiał też łowić ryby. W sobotnie poranki wstawał bardzo wcześnie, przygotowywał ciasto na przynętę, brał wędkę i jechał rowerem nad morze. Często wracał z całkiem pokaźną ilością ryb, które rodzina z przyjemnością zjadała na kolację.
W 1969 roku Jurek został wysłany do Bremen w Niemczech na trzy miesiące, aby uczyć się o przetwarzaniu aluminium. Była to też dla niego okazja, żeby spotkać się z bratem, Henrykiem, którego nie widział od 20 lat. Zobaczyli się w Kopenhadze, gdzie Henryk żył w biedzie na statku, po tym, jak wyrzucono go z komunistycznej Polski. Kilka lat później przybył z wizytą do Izraela. Był to pierwszy raz, gdy rodzina Jurka spotkała jego brata.
Jurek nie ukończył studiów, ale był bardzo inteligentny i miał dużą wiedzę. Mocno interesował się historią i pamiętał wiele z liceum. Powiedział córkom, że edukacja w Krakowie była bardzo wymagająca. Był ciekawą osobą, interesował się polityką i światowymi sprawami. Jurek nie opowiadał o swoich doświadczeniach z czasów wojny. Wiele informacji tu zaprezentowanych zostało zebranych od jego przyjaciół, ale - niestety - wielu brakuje.
Jurek zmarł na raka, 29. listopada 1984 roku w swoim domu. Miał 61 lat. Jego siostra, Janka, która mieszkała w Haderze, niedaleko od Hajfy, z mężem i córką, również zmarła na raka w 1983 roku. Jego brat, Henryk, który miał jednego syna, zmarł w Kopenhadze w 1985 roku, na tę samą chorobę”.
Tyle Heli, córka Jurka. My spróbujemy dopisać jeszcze kilka brakujących elementów. Elelonora/Lea, córka Jakuba zd. Heublum, mama Jurka zmarła 7. marca 1941 r. w przysiółku Pysamo powiatu Tomskiego obwodu Archangielskiego. Jako przyczynę śmierci podano….uwiąd starczy. Miała 57 lat! Taka była praktyka władz sowieckich, nie można było przecież napisać, że zmarła z wyczerpania nieludzkimi warunkami i pracą nad siły. Ta dobra, życzliwa kobieta nie ma grobu, który mogliby odwiedzać bliscy, dlatego jej imię znalazło się na grobie syna – Jurka w Hajfie, wyryte na nagrobnej płycie.
Maurycy Streimer po powrocie do Polski próbował odnowić swoją praktykę adwokacją w Krakowie. Zachowały się jego pisma z prośbą o umożliwienie powrotu do pracy. Niestety, przedwojenny, żydowski adwokat nie był w PRL mile widziany i nie bardzo się to udało. Pod wpływem doniesień o aktach przemocy wobec Żydów powracających do Polski, zwłaszcza zaś po Pogromie Kieleckim i Krakowskim, Maurycy podjął decyzję o wyjeździe do Palestyny. Sprzedał dom w Mszanie rodzinie Janiów i podjął starania o wyjazd. O jego losach w Izraelu wiemy niewiele, widzimy go na zdjęciu w otoczeniu rodziny, a potem córkę Janinę przy jego grobie w Hajfie. Rodzina w Izraelu zmieniła nazwisko, skracając je: Szemer. Takie nazwisko widnieje na grobie Jurka i jego żony, Malki. Także Henryk skrócił nazwisko – na powiadomieniu o jego śmierci, syn Krzysztof podpisał się Strama.
Janina po wojnie wyszła za mąż za pochodzącego z Wiednia kupca, Adolfa Samueli. Zachowały się dokumenty: odpis aktu ślubu z 9.04.1949 r. i podanie o wydanie paszportu Oni także wyemigrowali do ziemi ojców. Wiemy, że mieli córkę, Eliszewę. Rodzina mieszkała w Haderze, Janina zmarła w 1983 r.
Henryk początkowo został w Polsce, jednak pod wpływem antyżydowskich nagonek (być może gomułkowskich), wyemigrował do Danii. Wiemy, że miał syna Krzysztofa, który przysłał rodzinie do Izraela wiadomość o śmierci ojca 29.02.1988 r. Henryk zmarł w szpitalu w Greve.
Jurek z Malką, miał 2 córki: Rachelę i Ayalę, a Ofrę – córkę z jej pierwszego małżeństwa traktował jak własną. Było nam ogromnie miło, gdy wszystkie trzy panie spotkały się z nami w Hajfie i opowiedziały o ojcu. Jak wspomnieliśmy, położyliśmy wspólnie kamień przywieziony z Mszany na jego grobie w Hajfie w lipcu 2019 r. Niedługo później Heli odwiedziła z mężem Mszanę, dzięki życzliwości obecnych właścicieli rodzinnego domu Streimerów, państwa Chudzikiewicz, mogli obejrzeć miejsce dzieciństwa i młodości swego ojca. Mamy nadzieję, że córki i wnuki Jurka Streimera odwiedzą nas jeszcze kiedyś w Mszanie.
Na koniec podsumowanie, bo naszą radością jest pokazanie zwycięstwa życia nad okrutnym planem Shoah: Jurek miał dwie córki, Ayalę i Rachel, ale wychowywał też dwoje dzieci swojej żony: jej syna Arye i córkę Ofrę. Traktował całą czwórkę na równi i rodzina uważa wszystkie dzieci za jego wnuki. Tak więc jest czwórka dzieci, 15 wnucząt i 7 prawnucząt.
Najstarszy syn, Arye, był programistą komputerowym i aktywistą społecznym. Niestety, niedawno zmarł w wieku 66 lat, zostawiając 5 dorosłych dzieci i wnuka.
Ofra zaczęła karierę jako nauczycielka angielskiego i przeszła na emeryturę w 2018 po kilku latach pracy jako dyrektorka Wydziału Anglistyki w Gordon College of Education w Hajfie. Ma trójkę dzieci i piątkę wnucząt.
Ayala jest certyfikowanym pracownikiem socjalnym, ale wolała zostać w domu i wychowywać czterech synów.
Rachel jest programistką komputerową i nauczycielką w szkole dla dzieci o specjalnych potrzebach edukacyjnych. Ma trójkę dzieci i jedno wnuczątko.
Janina, siostra Jurka miała jedną córkę, Elishevę, dwójkę wnucząt i dwójkę prawnucząt. Była gospodynią domową. Jej mąż, Adek, pracował jako księgowy i magazynier w Ministerstwie Pracy, Spraw Społecznych i Usług Socjalnych. Elisheva niedawno przeszła na emeryturę po wieloletniej karierze pracownika socjalnego.
Najmniej wiemy o Henryku Streimerze, ale i on miał syna, Krzysztofa, zatem ród Streimerów trwa i rozwija się.