Sternowie
Ta historia dla nas zaczęła się od zdjęcia pozostawionego przy zbiorowej mogile Żydów na Pańskim w 2013 r. Na dużej, zafoliowanej fotografii widać wielopokoleniową rodzinę, obok opis i informacja, że to potomkowie Leby Fejgi i Nachuma Sternów. Niestety, żadnego adresu, jakiegokolwiek kontaktu nie pozostawiono.
Nie mieliśmy odwago zabrać tego zdjęcia, sfotografowaliśmy je tylko, po jakimś czasie zniknęło. Wciąż zastanawialiśmy się, kto je zostawił, aż niedawno odezwała się do nas pani Leba Stern Sonnenberg.
Rodzina Sternów, których widać na poniższych zdjęciach, nie pochodziła z Mszany Dolnej, ale z Wiśnicza. Jednak z jakichś powodów przybyli do naszego miasta podczas wojennego przesiedlenia: najpierw z Berlina, potem Krakowa. Wnuczka jedynego ocalonego, Izydora (trzymanego jako niemowlę na rękach mamy), nie zna, niestety, wszystkich szczegółów. Podzieliła się jednak z nami historią swoich przodków, którzy spoczęli w naszej ziemi: dziadkowie zamordowani podczas masakry na Pańskim 19.08.1942 r., brat jej ojca niedługo później w Rabce. Pani Leba nic o tym nie wie, być może jednak mieli rodzinę w naszym mieście i to zdecydowało o tym przyjeździe? W Mszanie Dolnej mieszkali Sternowie. MIeli w Mszanie Dolnej sklep z delikatesami. Josek Stern, nazywany przez Aleksandra Kalczyńskiego „starym”, był nawet do początków okupacji przewodniczącym Gminy Żydowskiej; z funkcji tej po wkroczeniu Niemców sam zrezygnował. Córką jego brata była Amalia Rebhun, zamordowana wraz z mężem Dawidem także w tej samej zbiorowej egzekucji. Josef Stern z żoną Deborą też są wśród Ofiar z 19.08.1942 r. Oraz Alta Perla Stern – czy ich córka? Są tylko o 16 lat od niej starsi. W Mszanie Dolnej mieszkali także Sussmanowie – z rodziny Sussmanów wywodziła się Leba Fejge; na liście zamordowanych figuruje dwójka dzieci o tym nazwisku: 7-letnia Liba i 6-letni Chaskiel. Dlaczego na egzekucję poszli sami, co stało się z ich rodzicami? Nie wiemy
Ale posłuchajmy relacji pan Leby Stern Sonnenberg, która przekazała nam historię swojej rodziny:
„Moi dziadkowie pochodzili z małego polskiego miasteczka nieopodal Krakowa. Przenieśli się do Berlina z Wiśnicza około 1915 roku. Razem z dużą częścią rodziny opuścili Polskę, by uciec przed antysemickimi pogromami. W Berlinie dobrze im się powodziło. Wiosną 1938 roku, mój ojciec, Izydor Stern, został pobity przez nazistę w miejscu publicznym i nikt mu nie pomógł. Próbował przekonać rodziców do wyjazdu z Berlina zanim będzie za późno, ale oni wierzyli, że wszystko „ucichnie”. Mimo tego zachęcili go – miał wtedy 17 lat – żeby wyjechał z Niemiec do Ameryki. Mój ojciec opuścił rodzinę latem 1938 roku, nie wiedząc, że to ostatni raz, gdy widzi swoich rodziców i młodszego brata, Naftaliego. Po Nocy Kryształowej stracił kontakt z rodziną. Spędził około roku w Europie, głównie we Francji. Nigdy nie opowiadał, jak sobie poradził całkiem sam. W 1939 roku był w stanie kupić bilet na duży statek płynący do Nowego Jorku. Statek nazywał się „Aquatania”. O losie swojej rodziny dowiedział się dopiero w 1946 r., gdy skontaktował się z nim Moses Aftergut. Ojciec żył z ogromnym poczuciem winy, że zostawił rodzinę i zawsze mówił, że nazista, który go pobił w zasadzie uratował mu życie. A oto, co ich spotkało: w 1940 roku wypędzono ich z Niemiec i wysłano do krakowskiego getta, gdzie dołączyli do mojego pradziadka Zeva Wolfa Sussmana i rodziny Weinig (moja cioteczna prababka, jej mąż i ich syn Benni). Widocznie, gdy likwidowano getto, część Żydów wysłano do Mszany Dolnej – moi dziadkowie i wuj spędzili tam ostatnie dwa lat życia. Nikt nie wie, gdzie i kiedy zginęli Josef Zev Wolf Sussman i Weinigowie, ale z niejasnego dla mnie powodu nie pojechali z moimi dziadkami do Mszany.
Naftali miał 18 lat, gdy oddzielono go na Pańskim do grupy młodych mężczyzn zdolnych do pracy. Widział śmierć rodziców. Zabito go w Rabce 11. stycznia 1943, w nieznanych okolicznościach.
Zostawiłam drzewo genealogiczne w miejscu mordu, żeby zaznaczyć, jak rozrosła się rodzina, która powstała dzięki decyzji mojego ojca o opuszczeniu Berlina. Chciałam w ten sposób powiedzieć mojemu ojcu i dziadkom, że Sternowie mają za potomków pokolenia uważnych Żydów i że ród trwa”.
Szczegółów o tym, co stało się w Mszanie Dolnej z jej rodziną, pani Leba dowiedziała się od Mosesa Aftergutta, jednego z ocalonych, który wraz z bratem jej ojca, Naftalim Sternem, został oddzielony z grupą młodych mężczyzn do dalszej pracy: „Pan Aftergut przyjaźnił się z moim wujkiem, Naftalim. W 1942 obaj byli nastolatkami. Mimo, że pan Aftergut złożył swoje świadectwo mojemu ojcu w 1946r., mój ojciec nigdy nie podzielił się ze mną tymi informacjami, choć pytałam wielokrotnie. Powiedział mi tylko, kiedy przypada jorcait i nazwę miasta, gdzie zginęli. Sama znalazłam pana Afterguta po tym, jak wróciłam z podróży do Polski w lipcu 2013 r.” Okazuje się, że obaj młodzi chłopcy: Naftali i Moses, w grupie chwilowo ocalonych, wspierali się m.in. w pracy w kamieniołomach. Obiecali sobie, że jeśli jeden z nich ocaleje, przekaże wiadomości o drugim jego bliskim. Naftali zachorował na tyfus, nie mógł ciężko pracować. Skierowano go do Rabki. Stamtąd do Mosesa dotarła od niego wiadomość, że ma być zabity 11.01.1943 r. To był ostatni kontakt.
Pani Leba nawiązała kontakt z rodziną Mosesa Aftergutta. Dzięki temu mamy nieco zdjęć także jego potomków. Dziękujemy jej za serdeczne relacje z nami, mamy nadzieję, że odwiedzi Mszanę Dolną ponownie.