Buchsbaumowie

W Lubomierzu-Rzekach, gdzie na rozległej polanie odbywa się obecnie wiele plenerowych imprez, tuż przy stojącej wciąż kapliczce, mieszkała rodzina Buchsbaumów: Chaskiel z żoną Pelagią i 5 córkami: Gitlą, Hindą Leą, bliźniaczkami Jecheł i Aidel oraz Blimą.  Nie wiemy, czy byli spokrewnieni z Buchsbaumami z centrum Mszany, ale raczej nie byli biską rodziną. Ich historia potoczyła się tak tragicznie, że można by nieszczęściami obdzielić wiele innych.

Ale po kolei: tzw. Ogrody w Lubomierzu-Rzekach, po wcześniejszych właścicielach zwanych Berkami (nie wiemy, czy było to nazwisko, czy – jak często tu się działo -  nazywano ich tak od imienia gospodarza) przeszły w posiadanie rodziny Buchsbaumów: Jankiela i Rywki, którzy mieli czworo dzieci: syna Chaskiela i 3 córki: Salę, Różę i Esterę. Rodzina prowadziła wielobranżowy sklep i niewielką karczmę. Rywka po owdowieniu, wyjechała z córkami do USA; na gospodarstwie został Chaskiel, który w mszańskiej synagodze wziął ślub z Pelagią, także lubomierzanką, choć z innego osiedla. Pela miała braci: Hermana, Bronka, Chaima i siostrę Hanę. Rodzina także miała sklep, głównie spożywczy.

Pani Pela – jak wspomina ją Anna Nachman, była miłą, rudą i piegowatą kobietą, niezwykle uczynną i gospodarną. Życzliwa, empatyczna, bezinteresownie pomagała sąsiadom, a wedle słów pani Anny, „chleb piekła gładki, chały wyrośnięte”, wyrabiała nabiał, „obszywała” nie tylko własne,  ale i okoliczne dzieci, nie biorąc zapłaty Była też bardzo religijna. Razem z matką obchodziły wszystkie święta, przestrzegały starannie zasad czystosci religijnej, koszerności potraw, celebrowały szabat. Dziewczynki były zadbane, ładnie ubrane, uczesane, ułożone. „Patrz, jak Żydówki pięknie piszą, a ty bazgrzesz jak kura pazurem!” – wyrzucała mama małej Ani Ruckiej (potem Nachman), dzięki której możemy opowiedzieć tę historię. Ania przyjaźniła się z dziewczynkami, a jej ojciec, Wojciech, z Chaskielem. Byli kolegami ze szkolnej ławki, obydwaj urodzeni w 1900 roku. Chaskiel pono nie był tak religijny, jak żona, nie pilnował też ściśle kaszrutu; często pracując i spotykając się z katolikami, jadał to, co oni. Hodował bydło – miał mieć 2 krowy i 5 baranów, kury i kaczki, miał niewielką kuźnię, a że miał i konia, brał udział w ściąganiu drzew z wyrębu, kosił łąki. Handlował też węglem drzewnym, rozwożąc go po okolicy. W czasie tych wyjazdów miał niejednokrotnie zabierać na swój wóz Władysława Gelba, późniejszego kata Żydów, Mszany Dolnej, a także rodziny Chaskiela. Podczas deszczu miał użyczać mu nawet swojej kapoty. Ich losy splotą się dramatycznie podczas wojny.

Elman?

Sąsiedzi wspominają Chaskiela jako bardzo prawego człowieka, dbającego o żonę i dzieci, pomocnego innym, niezwykle życzliwego. Znany był wszystkim jako Elman - nawet Pani Anna Nachman pod takim "nazwiskiem" zapamiętała tę rodzinę. Niewątpliwie nazywali sie jednak Buchsbaum, lista z 15.06.1942 zawierająca spis Żydów mieszkających w Mszanie Dolnej, nie pozostawia wątpliwości. W naszej okolicy do dziś zresztą używa się różnych przydomków w miejsce nazwisk. 

Rodzinny dramat

Pracowite, dostatnie i szczęśliwe życie tej kochającej się rodziny przerywa tragedia: w sierpniu 1938 r., rodząc kolejne bliźnięta, umiera pani Pelagia. Chaskiel podobno szalał z rozpaczy, wołał żonę nocami, wychodził przed dom, bo wydawało mu się, że słyszy jej głos. Pochował ukochaną Pelę z dziećmi, którym nie dane było przyjść na świat, na cmentarzu żydowskim w Mszanie Dolnej. Najstarsza córka, Gitla, musiała zastąpić siostrom matkę. Do Buchsbaumów sprowadziła się teściowa, by zająć się dziećmi i gospodarstwem. Pomagała też mieszkająca w pobliżu leśniczyna, która zobowiązała się nawet wziąć na wychowanie jedną z dziewcząt, Jagę (Jechiel). Jednak ów tragiczny poród był dopiero początkiem nieszczęść, jakie spadły na rodzinę.

Zbliża się wojna

Kilka miesięcy później, wobec pogłosek o zbliżającej się wojnie, przyjaciel Chaskiela, Wojciech Rucki, radzi mu wystarać się o paszporty i bilety do USA, do matki. „Wiesz, że Hitler grozi Żydom – mówi mu –  tu nie będziecie bezpieczni”. Chaskiel słucha tej rady – dzięki temu mamy dziś zdjęcie dziewcząt, podpisane bardziej polskimi wersjami imion przez ich przyjaciółkę. Robiąc fotografie do paszportów, wykonały także i tę, na pamiątkę dla sąsiadów. Zaproszenia od matki Chaskiela nadeszły, paszporty były wyrobione, a bilety na statek zakupione: na 4.09.1939 r.! Nie zdążyli z nich skorzystać. Trzy dni wcześniej wybucha II wojna światowa.

Okupacja

Pierwsze miesiące wojny przebiegają w miarę spokojnie. Niemcy konfiskują wprawdzie sklep, karczmę i bydło, ale rodzina mieszka w swoim domu. Dziewczynki nawet jakiś czas chodzą jeszcze do szkoły z innymi dziećmi. Od grudnia 1940 r. jest to już zabronione. A w 1941 r. przychodzi nakaz przesiedlenia do Mszany Dolnej – naziści gromadzą okolicznych Żydów w centrum gminy, mają dla nich starannie na razie ukrywany plan eksterminacji. Wuj Herman ze łzami w oczach mówi dziewczynkom, że będą ostatni raz spały w swych łóżeczkach; przeczuwa najgorsze. Ania biegnie się pożegnać – dziewczynki biorą się za ręce i śpiewają: ”Upływa spiesznie życie, jak potok płynie czas, za rok, za dzień, za chwilę, razem nie będzie nas…”. Ania Nachman nie znała słów tej piosenki, ale zapamięta do końca życia śpiewające ją żydowskie przyjaciółki. Następnego dnia machają z żalem za oddalającym się wozem Chaskiela. „Mogliśmy ukryć choć jedną z nich” – płacze brat Ani. Rodziny były bardzo z sobą zżyte. Pani Anna 75 lat później opowiada nam o tym pożegnaniu, łkając: „a w sercu pozostanie tęsknota, smutek, żal”.

Mord

Ostatni rok spędzają w ciasnym mieszkaniu w Gronoszowej, na przedmieściach Mszany, stłoczeni z innymi żydowskimi rodzinami. Blisko miejsca, z którego niebawem pójdą na śmierć. Burmistrz Gelb, powołując się na przedwojenną znajomość, obiecuje Chasklowi, że wszystko będzie dobrze, ale mają zgłosić się na zbiórkę wczesnym rankiem 19.08.1942 r. Stamtąd pędzą ich na Pańskie, gdzie już czekają wykopane groby. Idą razem, Chaskiel niesie najmłodszą, kilkuletnią Blimcię. Tam siłą oddzielają go od dziewczynek – jest silny, może jeszcze pracować dla rzeszy. Córki z całych sił przywierają do ojca, ale nie pomaga nawet błaganie Chaskiela, że chce zginąć z dziećmi, bo nie ma po co żyć. Miał podobno nawet klęczeć przed oprawcami, prosząc o śmierć. Nie został wysłuchany, z rozpaczą i bez żadnej nadziei musiał żyć nadal. Religia nie pozwoliła mu popełnić samobójstwa, wymyślił więc plan – gdy będą wieźć go do pracy, podejmie próbę ucieczki i zostanie podczas niej zabity. Lecz i tu los płata mu figla: strzelający Niemiec nie trafia, a z Chaskielem ucieka jeszcze dwóch innych: Izaak Treubermann z Łodzi i nieznany z imienia Żyd z Koniny. Znamy te fakty, gdyż ukrywając się potem kilka miesięcy w leśnej ziemiance, potajemnie spotyka się z ojcem pani Ani i opowiada mu to. Rodzina Ruckich pomaga – nawet Ania nosi mleko w niebieskim dzbanku do lasu. Ukrywający się parokrotnie zmieniają lokalizację kryjówki – ponieważ jeden z nich jest z Koniny, przemieszczają się w tamtym kierunku. Jeden z bunkrów powstaje na Cyrli. Ostatni schron miał być zbudowany w dolinie rzeki Kamienicy nad polaną Hucisko, na przełomie 1942/43 r. Zdradza uciekinierów dym z komina ziemianki. Chłop z okolicy, Józef Burdel donosi żandarmerii i kryjówka jest zdemaskowana. Chaskiel ginie od kuli podczas próby ucieczki, dwaj pozostali zostają aresztowani i zawiezieni na posterunek do Mszany. Izaak Traubermann podczas tortur miał podać nazwisko Stanisława Adamczyka, jako sprzedającego im ziemniaki -  potem Adamczyka zamęczył w budynku Sądu burmistrz Gelb. Losów pojmanych Żydów nie znamy, nie ulega jednak wątpliwości fakt ich zamordowania. Czy pogrzebano ich na cmentarzu żydowskim w Mszanie Dolnej? Bardzo prawdopodobne. Gdzie pogrzebano Chaskiela, nie wiemy.

Istnieje też druga wersja – wg relacji mieszańca Koniny, Stanisława Kurka, z Chaskielem miał się ukrywać nie jeden Żyd z Koniny, a trójka: bracia Steinbergerowie, Edmund, Józef i Dolek. Ten ostatni miał zostać zastrzelony z Chaskielem, zaś pozostali bracia uciekli, ukrywali się, a w 1944 r. przyłączyli się do radzieckich partyzantów i przeżyli wojnę. Nie wiemy, która wersja jest bliższa prawdy, to jedynie słowny przekaz. A co stało się ze zdrajcą? Podobno za wydanie ukrywających się Żydów miał otrzymać skrwawione buty Chaskiela Buchsbauma. Gdy szedł w nich przez wieś, dzieci uciekały krzycząc, że „diabeł idzie”.

Chaskiel przeżył 43 lata, jego córki: Gitla 16, Hana 13, Adela i Jaga po 12, a najmłodsza Blima miała 9 lat, gdy wraz z siostrami została zamordowana na Pańskim. Ich mama, Pelagia, spoczywa na cmentarzu żydowskim po drugiej stronie tego samego wzgórza Pańskie, przy ul.Zakopiańskiej. Niestety, nie odnaleźliśmy jej grobu. Widocznie macewa bardzo komuś była potrzebna: Niemcom, a może okolicznym sąsiadom. Ograbiono ją nawet po śmierci.

Tragiczny los spotkał także innych członków jej rodziny: brata Hermana, który podczas wojny ożenił się z Rachelą  zamordowano w Nowym Sączu, a matka Peli została spalona z innymi Żydami w synagodze w Nowym Targu, prawdopodobnie także z rodziną syna, Bronka i córką Hanką. Ocalał brat Chaim, który wyemigrował do Palestyny.

Dla pięciu sióstr Buchsbaum zasadziliśmy krokusy przy zbiorowej mogile na Pańskim, dla ich mamy zapalamy znicz i zostawiamy kwiaty na cmentarzu żydowskim przy Zakopiańskiej.

Inni Buchsbaumowie

W Mszanie Dolnej mieszkały jeszcze inne rodziny o nazwisku Buchsbaum.  Na rogu Rynku od strony kościoła św.Michała, dom i sklep z wyrobami skórzanymi miał Abraham Buchsbaum. Według „Kroniki” Olgi Illukiewicz, jego córka sprowadzała begonie aż z Holandii i eksponowała w oknach. Według list biznesowych z 1926 r. T.Buchsbaum miał trudnić się wyszynkiem na terenie Mszany Górnej. Nie mamy więcej informacji o tych rodzinach.

Lista Ofiar z 1942 r.  zawiera łącznie aż 7 rodzin nazywających się  Buchsbaum – poza Chaskielem i jego córkami zamordowano 21 osób o tym nazwisku, łącznie 27. Najmłodszy, Tobiasz Buchsbaum nie zdążył dożyć roku i 5 miesięcy.